poniedziałek, 25 lipca 2011

Nie wytrzymała i zapytała go, czy to aby koniec, bo tak się jej wydawało. Napisał jej 'Chodźmy na spacer. Za chwilę w parku pod fontanną.' Przeczytała to i wybiegła do przedpokoju, zgarniając z komody jakieś drobne i wsunęła buty. Pobiegła na przystanek i pierwszym autobusem pojechała do parku. Nie wzięła bluzy, płaszcza ani parasola, pomimo siąpiącego deszczu i chłodu. Wysiadła i biegła dalej. Alejkami, kałużami, ocierając się o mokre liście i gałązki. Cała przemoczona weszła na plac z fontanną. Ręce się jej trzęsły. Było już ciemno a na wokół fontanny paliło się parę latarni. Rozejrzała się. Na ławce, w najciemniejszym miejscu placu ktoś się poruszył. Przyjrzała się uważniej i zauważyła że to on. Ruszyła w jego stronę. On wstał i światło latarni oświetliło jego twarz. Uśmiechał się, jak zwykle. Podeszła do niego trzęsąc się na ciele. Zdjął bluzę i zarzucił jej na ramiona bez słowa. Stali tak i patrzeli sobie w oczy. On zacisnął dłoń w pięść i zasyczał. Ujęła jego dłoń i zauważyła świeże rany. Spojrzała na niego i pokręciła głową. Przytulił ją mocno. Gdy puścił, pokazał drugą rękę. Oniemiała . Zaraz po tym wybuchła histerycznym płaczem. Chłopak podciął sobie żyły. On jak i bluza którą miała na sobie były całe we krwi. Zamrugał i zakolebał się. Chwyciła go a on padł w jej ramionach. Uklękła a jej łzy padały na jego czoło, nos i policzki.
- Czemu... ? - zapytała łkając.
- Zdradziłem Cię. Nie mógłbym żyć z tą świadomością...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz